Odpust dla żyjących na czas pandemii.

Nadane przez Stolicę Apostolską na czas pandemii odpusty są wezwaniem do nawrócenia i modlitwy. Odpustami są objęci wierni zarażeni koronawirusem, pracownicy służby zdrowia oraz członkowie rodzin i wszyscy ci, którzy opiekują się dotkniętymi chorobą zakaźną Covid-19. „Odpusty mogą uzyskać nawet wierni, którzy w jakikolwiek sposób pomagają chorym na koronawirusa w tym również poprzez otoczenie ich modlitwą. Łaska odpustu udzielona również osobom modlącym się za chorych na koronawirusa jest swoistego rodzaju zaproszeniem do nieustannej modlitwy za cierpiących na Covid-19” – podkreśla o. dr hab. Szczepan Praśkiewicz OCD, relator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. „Łaska specjalnych odpustów jest wezwaniem do przeżywania pandemii w duchu nawrócenia, o czym dzisiejszy świat zdaje się w ogóle nie pamiętać, nawet wobec tak wielkiego światowego zagrożenia” – zaznacza.

Odpust zupełny mogą uzyskać wierni cierpiący na koronawirusa, którzy podlegają kwarantannie, przebywają w szpitalach lub we własnych domach. „Tu warunkiem uzyskania odpustu zupełnego jest oderwanie się od jakiegokolwiek grzechu nawet lekkiego, duchowe zjednoczenie poprzez środki masowego przekazu z celebracją Mszy św., odmawianiem Różańca Świętego, nabożeństwem Drogi Krzyżowej. Jeżeli nie jest to możliwe wierni pragnący uzyskać odpust zupełny winni przynajmniej odmówić: Wierzę w Boga Ojca, Ojcze Nasz oraz pobożne wezwanie do Najświętszej Maryi Panny. Konieczne jest wzbudzenie woli wypełnienia zwykłych warunków odpustu czyli: spowiedzi sakramentalnej, komunii eucharystycznej i modlitwy w intencji Ojca Świętego, tak szybko, jak będzie to tylko możliwe” wyjaśnia o dr hab. Szczepan Praśkiewicz.

Na tych samych wyjątkowych warunkach z łaski daru odpustu zupełnego mogą skorzystać pracownicy służby zdrowia oraz ci, którzy z narażeniem własnego życia opiekują się chorymi na koronawirusa.

Penitencjaria Apostolska udzieliła odpustu zupełnego również wiernym, którzy podejmą pobożne praktyki w intencji: przebłagania Boga Wszechmogącego o koniec epidemii, ulgę dla tych, którzy cierpią i zbawienie wieczne dla tych, których Pan powołał do siebie. Jako pobożne praktyki do wyboru Stolica Apostolska wskazała: nawiedzenie Najświętszego Sakramentu; adorację eucharystyczną; przynajmniej pół godzinną lekturę Pisma Świętego; modlitwę różańcową; odprawienie Drogi Krzyżowej; odmówienie Koronki do Miłosierdzia Bożego. „Oczywiście tu również konieczne jest wzbudzenie woli wypełnienia zwykłych warunków odpustu jak będzie to tylko możliwe” – zaznacza o. Praśkiewicz. „Kościół modli się za tych, którzy nie mogą przyjąć sakramentu namaszczenia chorych i wiatyków, powierzając Bożemu miłosierdziu wszystkich i każdego z osobna na mocy komunii świętych i udziela wiernym odpustu zupełnego w chwili śmierci, pod warunkiem, że byli należycie dysponowani i zwykle za życia modlili się” – czytamy w dekrecie. „Jest to sytuacja tożsama z tą, gdy śmierć następuje w sposób nagły, na przykład na skutek wypadku, a dany człowiek w ostatnim westchnieniu zdąży zwrócić się do Pana Boga” – tłumaczy o. Szczepan.

Penitencjaria Apostolska specjalnych odpustów w związku z pandemią koronawirusa udzieliła już w marcu, dekret w ich sprawie został podpisany w dzień uroczystości św. Józefa.

„W związku z kolejną falą zachorowań winniśmy o tym szczególnie pamiętać i mówić o tym swoim bliskim i znajomym. Sam będąc w lipcu chory na koronawirusa wiem jak wielkim cierpieniem jest niemożność, lub bardzo ograniczona możliwość przystąpienia do sakramentów. Wiele z umierających osób, czy też przebywających w odizolowaniu, nie może dostąpić łaski sakramentu spowiedzi, dlatego dar tych odpustów jest naprawdę czymś niezwykłym i bardzo szczególnym – mówi o. Szczepan Praśkiewicz. Przypomina, że odpust zupełny uwalnia od kary czyśćca, jako konsekwencji za popełnione grzechy.

                              Małgorzata Bochenek, Nasz Dziennik, 24-25.10.2020

Dar odpustów dla zmarłych na czas pandemii.

Ofiarujmy duszom w czyśćcu cierpiącym dar odpustu. W tym roku Penitencjaria Apostolska daje nam taką możliwość przez cały miesiąc listopad. Z powodu pandemii koronawirusa i związanymi z nią licznymi utrudnieniami w dotarciu na groby naszych bliskich, czas uzyskania odpustów za zmarłych, który zwyczajowo obejmował okres od 1 do 8 listopada, w tym roku został rozciągnięty przez Stolicę Apostolską na cały listopad. „Odpust zupełny pod zwykłymi warunkami dla osób nawiedzających cmentarz i modlących się za dusze wiernych zmarłych, w tym roku można uzyskać w dowolnie wybrane osiem dniu w ciągu całego listopada. Nie muszą to być dni następujące po sobie” – tłumaczy o. dr hab. Szczepan Praśkiewicz OCD, relator Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. „A odpust zupełny przypisany do Dnia Zadusznego, może zostać dowolnie przeniesiony na inny dzień tego miesiąca” – dodaje.

Zwykłe warunki uzyskania tego odpustu zupełnego zobowiązują do:

1. Wzbudzenia intencji jego otrzymania.

2. Pozostawania w stanie łaski uświęcającej.

3. Wyzbycia się przywiązania do jakiegokolwiek grzechu.

4. Przyjęcia w tym dniu Komunii Świętej.

5. Odnowienie naszej jedności ze wspólnotą Kościoła poprzez odmówienie „Ojcze nasz”, „Wierzę w Boga” oraz modlitwy w intencjach bliskich Ojcu Świętemu.

To z jaką troską Stolica Apostolska podchodzi do możliwości ofiarowania przez nas duszom zmarłym odpustu, świadczy też fakt, że mogą go otrzymać nawet osoby, pozostające w domach. „Osoby starsze, chore, wszyscy ci, którzy z różnych powodów nie mogą opuścić domów (kwarantanna, obawy przed zarażaniem, ograniczenia nałożone przez właściwe władze) także mogą uzyskać odpust za zmarłych, jeśli duchowo będą się łączyć ze wszystkimi pozostałymi wiernymi, wykluczą wszelkie przywiązanie do jakiegokolwiek grzechu i mają zamiar jak najszybciej spełnić trzy zwyczajowe warunki uzyskania odpustu, to jest spowiedź, Komunia Święta i modlitwa w intencji Ojca Świętego” – mówi o dr hab. Szczepan Praśkiewicz.

Ofiarowując duszom odpust zupełny, dajemy im największy prezent, dostąpienie łaski Nieba. Ojciec Szczepan Praśkiewicz zwraca uwagę, że w czasie pandemii nie możemy zapomnieć o tym, że nasi bliscy zmarli potrzebują pomocy. I na nią czekają. „Musimy pamiętać, że Kościół cierpiący, czyli dusze przebywające w czyśćcu same sobie pomóc już nie mogą. Ale zgodnie z wiarą w Świętych Obcowanie, tj. w prawdę o komunii Kościoła uwielbionego czyli zbawionych, pielgrzymującego czyli nas żyjących na ziemi i cierpiącego w czyśćcu, możemy im pomóc właśnie my. Bo tak jak nas wspomagają święci (dusze zbawionych), tak my powinniśmy wspomagać dusze czyśćcowe” – zaznacza o. Praśkiewicz.

Penitencjaria Apostolska w dekrecie na tegoroczne listopadowe święta kieruje też specjalną zachętę do kapłanów, aby z gorliwością i wielkodusznością podejmowali celebrację Sakramentu Pokuty i udzielali Komunii Świętej chorym i by nie zapomnieli o chwalebnym zwyczaju odprawienia w dzień zaduszny trzech Mszy św. za zmarłych.

                                                   Małgorzata Bochenek. Nasz Dziennik, 26.10.2020

Różańcowe zamyślenia.

Październik został uznany za miesiąc maryjny, więc kiedy lepiej rozmawiać o różańcu niż właśnie w październiku? Różaniec jest modlitwą bardzo ciekawą i paradoksalną: jest i łatwy, i trudny jednocześnie; jest i prosty teologicznie, i głęboki; odmawianie go może być szalenie pociągające, ale bywa, że także nudne i nużące. Jest w nim po prostu coś… ludzkiego.

Różaniec wielu kojarzy się z modlitwą dla babć, które klepią zdrowaśki w ławkach ciemnego kościoła. Wydaje mi się jednak, że nieodczuwanie bliskości sacrum, gdy jest się świadkiem takiego wydarzenia, może świadczyć jedynie o jakiejś chorobie duszy. Papież Pius IX powiedział bowiem: „Dajcie mi armię modlących się na różańcu, a podbiję świat”. A w jeszcze innym miejscu: „Różaniec to broń pozwalająca zwyciężyć demony”. Różaniec jest jedną z najbardziej męskich modlitw, jakie wymyślono. Odegrał, jak wierzymy, wielką rolę w bitwach pod Lepanto w 1571 roku, pod Wiedniem w 1683 roku i w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku.

Być może kryzys męskości spowodował, że za tę broń teraz muszą chwytać głównie kobiety.

Początki różańca

Nie da się wskazać konkretnego momentu, który można by uznać za moment powstania tej formy modlitwy. Moglibyśmy właściwie powiedzieć, że pierwszy różaniec to słowa małego Jezuska, który wołał do swojej Matki: „Mamo! Mamo!”. Od tamtej pory ta praktyka religijna, związana z uciekaniem się do Maryi, była rozwijana, a kolejne pokolenia udoskonalały jej formę, dodając nowe elementy i znaczenia.

Moje myślenie o różańcu, czyli modlitwie rytmicznej i monotonnej, jest mocno osadzone w fakcie, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, gdy za wiarę w Chrystusa groziła śmierć, chrześcijanie, którzy potajemnie spotykali się w katakumbach, by praktykować swoją wiarę, często odmawiali w kółko tę samą modlitwę, choć raczej nie była ona jeszcze skierowana do Maryi. W stanie zagrożenia i niebezpieczeństwa taki sposób modlenia się uspokajał, dodawał otuchy, pozwalał skupić myśli nie na strachu, ale na tym, do czego dążymy i do Kogo należymy. Zaczynano wtedy odkrywać, że powtarzalność nie musi być nudna, bo dzięki niej zgłębia się nowe tajemnice i bogactwo treści.

Różaniec, który polega na powtarzaniu w kółko tych samych modlitw, ma dla mnie przede wszystkim wartość jako pociecha w trudnych momentach problemach. Jest nieustannym powtarzaniem sobie, by nie zapomnieć… To jak ćwiczenie na siłowni ciągle tego samego. Powolne rycie rylcem w kamieniu umysłu, żeby w sytuacjach, gdy nie ma czasu na zastanawianie się i działają wyłącznie odruchy wyuczone wcześniej, kierować się we właściwą stronę.

Jak odmawiać różaniec?

Nie będę się tutaj skupiać na kwestiach technicznych, tj. ile „Zdrowaś Maryjo”, ile „Ojcze nasz” itd., bo to są rzeczy, które są albo znane, albo bardzo łatwe do wyszukania. Napiszę natomiast o paru refleksjach, które mam po swoich doświadczeniach z odmawianiem tej modlitwy.

Pierwszą rzeczą, którą należy przyjąć, podchodząc do różańca, jest uświadomienie sobie, że nie ma czegoś takiego jak perfekcyjnie odmówiony różaniec. Jest to modlitwa na tyle długa i wymagająca, że rozproszenia i brak skupienia siłą rzeczy muszą się pojawiać. Jest w tym jednak pewna wartość: To, co mnie rozprasza, to rzeczy, do których jestem bardzo przywiązany, czasem właśnie za bardzo. Zamiast samemu mówić o swoich problemach, po odmówieniu różańca, na którym staram się rozważać tajemnice z życia Chrystusa i Maryi, widzę jak na dłoni, co jest moim problemem, gdzie powinienem nad sobą popracować.

Różaniec to także znużenia. Trzeba umieć sobie z nimi radzić, zarówno w modlitwie, jak i w życiu. Choćby dlatego, że w relacji z drugim człowiekiem, gdy musimy dzień w dzień okazywać mu miłość, znudzenie również może się pojawić. Różaniec uczy, że to wcale nie oznacza wypalenia i że mimo wszystko można trwać. Modlitwa różańcowa sama w sobie nie jest nudna, tylko czasem odmawianie jej może takie być. Należy się zgodzić na niedoskonałość i trwać pomimo niej.

Czasem mamy wyrzuty sumienia z powodu niedbale odmawianego różańca. Pamiętajmy jednak, że różaniec niedbale odmówiony, nawet „odklepany”, ale ze szczerą intencją odmówienia najlepiej, jak się potrafi, jest nieskończenie lepszy niż różaniec nieodmówiony w ogóle. Ktoś, kto „odklepuje” różaniec, pokazuje przynajmniej, że ma zdrową intuicję, by upaść na kolana przed czymś większym od siebie i świata, podczas gdy wielu krytyków różańca czeka jedynie na moment idealnego skupienia i doskonałego nastroju, które oczywiście nigdy nie następują. Niektórzy też nie chcą spędzać całej godziny na wypowiadaniu prostych słów dla prostych ludzi, bo myślą, że są kilka poziomów rozwoju duchowego wyżej. Takie postawy nie wróżą dobrze.

Co nam daje różaniec?

Jedną z największych wartości różańca jest według mnie to, że broni on nas przed nami samymi, oducza egocentryzmu i skupienia na sobie. Zamiast kręcić się na modlitwie wokół siebie, próbujemy myśleć o Maryi i Jezusie. Rozważamy wydarzenia z ich życia i dopiero przez ten pryzmat patrzymy na własne problemy i życie. Wszystkie rozproszenia, które przeszkadzają nam modlić się w sposób doskonały, dotyczą nas. Walcząc z nimi i swoją uwagę kierując na tajemnice różańca, uczymy się nie myśleć wyłącznie o sobie. Warto to ćwiczyć już teraz, bo jeżeli na ziemi nie oderwiemy się od ułomności własnego ego, będziemy to robić w czyśćcu, a tam będzie boleć dużo bardziej.

Chyba każdy korzystający z modlitwy różańcowej może poświadczyć o pokoju, który jest efektem tejże modlitwy. Na różańcu nie trzeba się z niczym szarpać, a monotonne wypowiadanie słów działa niezwykle kojąco i uspokajająco. Dzięki temu wiemy potem, co jest najważniejsze, a więc jaka jest hierarchia, jak wygląda prawdziwy porządek rzeczy. Niektóre sprawy przestają być aż tak istotne, nabiera się właściwego do nich dystansu.

Niewątpliwie modląc się na różańcu, upodabniamy się do Chrystusa poprzez rozważanie tajemnic, a jest to proces, który jako chrześcijanie musimy podejmować.

Bardzo często mamy problem polegający na tym, że nie wiemy, o czym z Bogiem rozmawiać. Czy opowiadać Mu o sobie? Przecież On wszystko wie. Czy mówić Mu o swoich prośbach? Je również zna. Opowiadać Mu, jak minął mój dzień? Żadnym spostrzeżeniem Go nie zaskoczę. Różaniec daje pewne narzędzie: Nie musimy się silić na kwieciste przemowy i przekonujące prośby. Można zostawić to wszystko i odmawiać jedną modlitwę w kółko, w nieskończoność, aż do nieba. Jest to po prostu trwanie przy Bogu, które ma dużo większą wartość niż silenie się krasomówstwo.

Dziesięć palców

Widziałem kiedyś żartobliwy rysunek: Na chmurze stała brama do nieba, a przy niej zdenerwowany św. Piotr, który widział, że za bramą Maryja wciąga na różańcu ludzi do nieba. Nie dostawali się tam oni „oficjalnym” przejściem, ale jakby z boku, trochę na skróty. Obok Piotra stał Pan Jezus, mówiący do niego: „Daj spokój. Mama po prostu chce pomóc”. Wielu spośród największych świętych zachęcających do odmawiania różańca nie mogło się mylić. Dysponujemy niewątpliwie potężnym narzędziem, z czego po prostu warto korzystać.

Im dłużej więc żyję, tym bardziej jestem skłonny wierzyć, że dziesięciu palców u rąk nie dostaliśmy po to, by dobrze i pewnie chwytać przedmioty oraz posługiwać się narzędziami, ale po to, by móc odmawiać na nich różaniec, gdy nie mamy akurat pod ręką paciorków.