Całun Turyński – Ewangelia napisana krwią
Całun Turyński – Ewangelia napisana krwią
Całun Turyński jest dużym (4,4 x 1,1 m), lnianym płótnem o ściegu jodełkowym, na którym utrwalił się pełny wizerunek dobrze zbudowanego, ubiczowanego i ukrzyżowanego martwego Mężczyzny. Mężczyzna ten mierzył między 179 a 183 cm wzrostu (co trudno określić z uwagi na kurczenie się i rozszerzalność materiału, wielokrotne zwijanie i rozwijanie). Jego Ciało zostało zawinięte w płótno nie później niż w dwie-trzy godziny po zgonie (świadczy o tym ilość krwi, jaka zdążyła wypłynąć, zanim skrzepła, a także fakt, że ciało było zawijane w płótno w stanie maksymalnego zesztywnienia). Ponadto znajdowało się nieruchomo wewnątrz płótna co najmniej 24 godziny, na co wskazuje stopień krystalizacji krwi, a krócej niż 40 godzin (brak śladów wskazujących na rozkład ciała).
Największa relikwia
Wspomniane cezury czasowe odpowiadają pobytowi Jezusa w grobie, sygnalizowanemu przez Ewangelie. Obok wizerunku ciała (powstałego na płótnie w niewytłumaczalny do dziś sposób, w negatywie, trójwymiarze i z mikroskopijną dokładnością, na skutek dehydratacji celulozy w zewnętrznej warstwie włókien, składających się na nitki, z których utkany jest Całun) na tkaninie utrwaliły się także w naturalny sposób krwawe ślady ponad siedmiuset różnego rodzaju ran i obrażeń.
Najbardziej uderza zbieżność, jaka zachodzi między relacją ewangeliczną a tym, co widoczne jest na Całunie. Z Ewangelii dowiadujemy się, że Jezus w czasie swojej Męki przeżywał trwogę w Getsemani, był bity po twarzy i po głowie (w czasie przesłuchiwania przez Żydów i w pretorium przez Rzymian), został ukoronowany cierniem, był biczowany, szedł Drogą Krzyżową na Golgotę, tam został przybity do krzyża, na którym umarł, następnie przebito mu bok, a z niego wypłynęły krew i woda.
Potwierdzenie tych faktów zostało odzwierciedlone na Całunie. Przy dłuższej analizie każdy, kto wpatruje się w Całun czy jego fotografię, jest w stanie większość tych obrażeń rozpoznać. Były też one przedmiotem wnikliwych analiz lekarzy i patologów.
Krew, która pozostała czerwona
Niezwykła jest Krew na Całunie. Po dziś dzień jest ona czerwona. Tymczasem wiadomo, że zasychająca krew żylna (a taka dominuje na Całunie) w czasie krzepnięcia przybiera zazwyczaj barwę brązową bądź czarną. W starożytności czy średniowieczu wiedziano o tym, ale uznawano to za przejaw cudowności.
Od oświecenia kolor krwi stał się przedmiotem kontrowersji oraz drwin. Dopiero w 1981 r. krew z Całunu zbadano i określono, że jest to krew grupy AB (ta sama grupa pojawia się na innych relikwiach związanych z Męką Pańską oraz przy Cudach Eucharystycznych). Ze względu na wiek i stan krwi nie jest możliwe określenie ani parametru Rh, ani przeprowadzenie badań DNA (we krwi jest ono wyjątkowo nietrwałe i obecne tylko w białych krwinkach). Grupa AB występuje u ok. 5% populacji świata (w Polsce ok. 71), natomiast u Żydów pojawia się u 18%.
W dalszym jednak ciągu nie potrafiono wytłumaczyć, czemu kolor krwi pozostał czerwony. Dopiero pod koniec 90. lat ubiegłego stulecia rozwikłano tę zagadkę. Otóż może to być efektem doznanych przez Człowieka z Całunu wstrząsów. Wstrząsy mogą zwykle występować na skutek stresu i lęku posuniętych do granic wytrzymałości, skrajnego wysiłku fizycznego, kontaktu z silnymi alergenami. Ewangelista Łukasz stwierdza, że w czasie trwogi w Ogrójcu Jezus pocił się krwią (por. Łk 22, 44). Jest to jeden z objawów wstrząsu. Jego efekty mogły zostać spotęgowane i utrwalone dalszym przebiegiem pasji, zwłaszcza biczowania. Wystąpienie wstrząsu związane jest ze zmianami chemicznymi, zachodzącymi we krwi: degradacją czerwonych krwinek, które pękając uwalniają czerwony barwnik (hemoglobinę) bezpośrednio do cieczy krwi, a także wzmożonym wydzielaniem bilirubiny (barwnik żółty). Wszystko to sprawia, że krew zaczyna zachowywać się w inny niż normalnie sposób, m.in. w momencie krzepnięcia może na zawsze pozostać czerwona.
Na Całunie w miejscach, w których Ciało na większej powierzchni przylegało do płótna, stwierdzono także obecność dwóch białek – kreatyniny i ferrytyny. Również ich obecność potwierdza wystąpienie wstrząsu, a ponadto wskazuje na rozpad tkanki mięśniowej. Trudno nawet wyobrazić sobie ogrom cierpienia, które musiało towarzyszyć męce.
Bity i biczowany
Całun zachowuje obrażenia, będące wynikiem bicia. Chodzi tu o twarz, która nosi ślady bardzo rozległej opuchlizny (mówi się nawet o jej asymetryczności), ponadto na policzkach widać ślady uderzeń zadanych w sposób odpowiadający żydowskiemu sposobowi policzkowania, tj. zewnętrzną stroną ręki. Nos jest pęknięty w połowie wysokości. Od pękniętego nosa biegnie szrama, rozcinająca cały prawy policzek (lewy, patrząc na Całun) aż po ucho. Obrażenie to mogło powstać na skutek uderzenia kijem lub laską w twarz.
Z tyłu ciała – od karku aż po piąty – trudno jest znaleźć miejsce wolne od obrażeń powstałych wskutek biczowania. Naliczono ponad 120 ran (różnice w ilości podawanej w literaturze związane są z odmiennymi metodami ich interpretacji). Bicze powodowały różne obrażenia: na zewnątrz ciała były to rany cięte, szarpane i miażdżone, wewnątrz – obrzęki i krwotoki z organów, zatrzymanie pracy nerek, krwiak opłucnej, itd.
Obrażenia pochodzą od dwóch rodzajów bieży – ok. 80% z nich od rzymskiego flagrum (bicza z trzema rzemieniami, na końcach których znajdowały się metalowe kulki), 20% od innego bicza, który kończył się ostrymi, nieregularnymi końcówkami (mogły to być ostre kawałki kości, krzemienia, szkła, metalu).
Z układu obrażeń widać, że biczowania mogły dokonywać dwie osoby, które wyraźnie różniły się wzrostem. Aby taka ilość ran mogła pojawić się na ciele, musiano zadać ponad 60 razów. Lekarze są zdania, że przeciętny człowiek mógłby nie przeżyć już 40 takich uderzeń. W wypadku Człowieka z Całunu trudno mówić o przeciętności, raczej o bardzo silnej budowie ciała, toteż biczowanie mógł On znieść lepiej.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że od II w. przed Chr. Rzymianie czasem biczowali („mała śmierć”) tych, których skazywano na krzyż („wielka śmierć”). Zasadniczo było to jednym ze sposobów na przyspieszenie zgonu na krzyżu.
Korona cierniowa
Obrażenia na głowie wskazują na kształt korony cierniowej. Okazuje się, że wyglądała ona inaczej, niż utrwaliło się to w tradycji. Był to czepiec z kolczastych gałęzi, który pokrywał – a więc i ranił – całą głowę. Co ciekawe, Ojcowie Kościoła w pierwszych wiekach po Chrystusie opisywali koronę cierniową jako hełm. Podobnie relikwia korony cierniowej, jaka była czczona w Jerozolimie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, miała postać czepca. Skąd zatem wziął się znany nam krążek? W VI w. św. Grzegorz z Tours pisał, że drewniana konstrukcja korony zeschła się, gałązki się połamały i ciernie zaczęły odpadać. Dodatkowo z cierni zaczęto czynić pomniejsze relikwie. W XI w. relikwia (już w postaci krążka) znalazła się w Konstantynopolu, skąd w połowie XIII w. zabrał ją do Paryża król francuski św. Ludwik IX. Kiedy przywiózł krążek do Francji, stał się on wzorem dla korony cierniowej, jaką wprowadziła sztuka gotycka i późniejsza. Relikwie korony cierniowej (cudownie ocalałe z rewolucji francuskiej) można oglądać w Paryżu w katedrze Notre Damę w każdy pierwszy piątek miesiąca.
Droga Krzyżowa
Na plecach znajdują się obrażenia wynikłe z dźwigania krzyża. Na ich podstawie nie da się jednak stwierdzić, czy Człowiek z Całunu dźwigał krzyż, czy tylko belkę. Widoczne obrażenia na ramionach i łopatkach krzyżują się mniej więcej pod kątem prostym, co według niektórych mogłoby przemawiać za krzyżem, ale podobny ślad mogła też pozostawić belka, dźwigana raz na jednym, a raz na drugim ramieniu. Źródła historyczne przemawiają za faktem, że Rzymianie kazali nosić skazańcom tylko belki.
Patologowie mówią o innych obrażeniach: zwichniętym biodrze, skręconej lewej stopie i wywichniętym, zdeformowanym na skutek męki i ciężaru barku. Na nogach, w okolicy kolan, znajdują się ślady stłuczeń, oderwana z przemieszczeniem została też lewa (prawa, parząc na Całun) rzepka kolanowa. Uszkodzenie rzepki prawdopodobnie uniemożliwiło dalsze chodzenie, co może tłumaczyć fakt zmuszenia przez Rzymian Szymona z Cyreny do dźwigania Chrystusowego krzyża.
Na nogach i rękach znajdują się obrażenia związane z ukrzyżowaniem. Według Całunu ręce przybite były za nadgarstki. Ewangelie nie wspominają o dokładnym miejscu wbicia gwoździ. Na marginesie warto wspomnieć, że formalnie nadgarstek jest zaliczany do dłoni. Całun wskazuje, że gwoździe przeszły przez środek nadgarstka, zwany szczeliną Destota. Warto zauważyć, iż na płótnie nie widać kciuków – przebicie nadgarstków wywołało skurcz, który sprawił, że kciuki złożyły się do wewnątrz dłoni. Lekarze twierdzą, że przebicie nadgarstków mogło być najbardziej bolesne ze wszystkich obrażeń na Całunie. W pobliżu wspomnianej szczeliny przebiega nerw pośrodkowy, którego uszkodzenie może spowodować paraliż dłoni.
Stopy zostały ułożone jedna na drugiej i przybite do krzyża za pomocą jednego, długiego na ok. 16 cm gwoździa, bezpośrednio do krzyża, bez użycia jakiejś belki czy podstawki (tradycja z podstawką wywodzi się ze Wschodu). Taki sposób przybicia miał utrudnić podnoszenie (podciąganie) się na krzyżu w celu oddychania – człowiek ukrzyżowany w pozycji Y miał ograniczoną wydolność oddechową i co jakiś czas musiał się unosić, aby zaczerpnąć powietrza. Z każdym podciągnięciem opadał jednak z siły. Wkońcu, aby przyspieszyć śmierć na krzyżu, Rzymianie łamali skazańcom nogi, co miało uniemożliwić wspomniany ruch, prowadząc do uduszenia. Niektórzy lekarze zwracają uwagę, że skazani bardzo często mogli konać już na skutek samego przetrącenia goleni (były to otwarte złamania z przemieszczeniem, występowała tu możliwość pojawienia się zatorów tłuszczowych i powietrznych). Na Całunie nie ma żadnych obrażeń wskazujących na złamanie nóg, co pozostaje w zgodzie z Ewangelią.
Warto zwrócić uwagę na słowa Jezusa wypowiedziane z krzyża. W opisanych okolicznościach każde z nich musiało kosztować Go wiele wysiłku, a co za tym idzie – nie ma wśród nich żadnego przypadkowego.
Śmierć
We współczesnej medycynie przyjęło się uważać, że śmierć Jezusa miała charakter wieloczynnikowy. Pośród tych czynników lekarze wymieniają: niewydolność oddechową, znaczący upływ krwi, wyczerpanie ciała licznymi wstrząsami (pourazowym, krwotocznym, hipowolemicznym, anafilaktycznym, traumatycznym), zespół mokrego płuca, zawał, rozerwanie serca lub worka osierdziowego. Sygnalizowany przez Ewangelie Mateusza i Marka krzyk Jezusa przed wyzionięciem ducha może być objawem pęknięcia mięśnia sercowego. Wygląda na to, że bezpośrednia przyczyna zgonu miała charakter odsercowy.
Ewangelie nic nie mówią na temat przebicia serca (mówią o przebiciu boku), ani nie zawierają informacji, który bok został przebity. Całun Turyński wskazuje, że przebity został prawy bok. Rana jest długa na 5 cm, a szeroka na 1,5 cm i mogła być głęboka na kilkanaście centymetrów, co odpowiada długości ostrza rzymskiej włóczni, zwanej lancą (ostrze miało średnio 15-18 cm). Rana zadana została dość wysoko – między piątym a szóstym żebrem – zatem mogła sięgać serca (wystarczyło 12 cm, aby je dosięgnąć, a 15 cm, aby przebić je na wylot).
Krew w tym miejscu jest podzielona na frakcje – osobno występuje osocze, a osobno część czerwona krwi. Odpowiada to relacji św. Jana o wypłynięciu krwi i wody z przebitego boku. Frakcyjny podział krwi potwierdza śmierć (krew dzieli się tylko u człowieka zmarłego). Ponieważ osocze nie wyodrębniło się całkowicie od części czerwonej krwi, można wnioskować, że bok musiał być przebity ok. 30-40 minut po zgonie. Podzielona krew nie mogła wypłynąć z żyły czy tkanki pośredniej, lecz musiała pochodzić z miejsc, gdzie nagromadziło się jej stosunkowo dużo, a więc z serca, worka osierdziowego i opłucnej.
Całun turyński obrazuje nam mękę Jezusa i nieludzkie cierpienia jakie zniósł z miłości do człowieka, aby odkupić ogrom grzechów jakich się dopuszczamy. Tak wielka ofiara była po to abyś ty człowieku mógł być zbawiony, doceń to poświęcenie, że Bóg oddał za ciebie życie.
Krzysztof Sadło