Zanurzeni w słowie

 

Wyjątkowość człowieka

Dowodów na wyjątkowość człowieka pośród wszelkich pozostałych stworzeń można zapewne poszukiwać w różnych miejscach i w różnoraki sposób na rzecz owej wyjątkowości argumentować. Jednym z nich jest niewątpliwie fakt posługiwania się narzędziami, a także zdolność do samodzielnego ich wytwarzania.

Gdy przyjrzymy się narzędziom człowieka, łatwo zauważymy, że większość z nich przybiera dziś postać o wiele bardziej skomplikowaną od pierwotnego krzemiennego noża lub młotka. Najpotężniejsze bywają przy tym najbardziej nieuchwytne.

Potęga słowa

Jednym z takich niezwykłych narzędzi jest słowo – przekazuje informacje, wyraża uczucia, buduje, a czasem niszczy. Bywa "ostrzejsze niż miecz obosieczny". Przez nie wszystko się stało, a bez niego nic się nie stało z tego, co się stało, jak czytamy w Prologu do czwartej Ewangelii.

Potęgę słowa dostrzegano od najdawniejszych czasów. Potęgę i wszechobecny wpływ, od którego nie sposób się uwolnić, gdyż stanowi ono integralną cześć natury człowieka, będąc ważną nicią łączącą go ze Stwórcą. Zainspirowany pierwszymi wersami Janowej Ewangelii Juliusz Słowacki wyraził tę myśl w poetyckiej modlitwie: "…duch mój przed początkiem stworzenia był w Słowie, a Słowo było w Tobie – a jam był w Słowie" (Genezis z Ducha). Rzeczywiście, jesteśmy cali "zanurzeni w słowie".

Trudność w słuchaniu Słowa

Pozostaje swego rodzaju paradoksem fakt, że my dzisiaj, będąc dziećmi cywilizacji informacyjnej, wyrosłej przecież na słowie, mamy trudność ze słuchaniem Słowa, tego pisanego od dużej litery, dającego dostęp w zakamarki ludzkiej duszy, otwierającego co zamknięte, wskrzeszającego – umarłe. Zamknęliśmy się, niestety, na wiele ważnych funkcji języka, zawężając bardzo często naszą uwagę do jednej tylko – poznawczej. Poprzestanie na wiedzy o zjawiskach, zaspokajanie prostej ciekawości, nie pozwoli nam nigdy dotrzeć do prawdy. Potrzebujemy – jak zauważył obecny papież w jednej ze swoich książek – sensu. On zaś domaga się nie tyle wiedzy, ile raczej rozumienia, osobistego udziału, powierzenia się. Jest bowiem Osobą. A trzeba wiedzieć, że zwykle milknie świadectwo Boga tam, gdzie mowa jest tylko techniką informującą o "czymś".

Bóg nie występuje w martwych formułach logiki. Może właśnie na tym polega dzisiaj nasza trudność mówienia o Bogu, że mowa coraz wyraźniej zmierza do tego, by stać się zbiorem formuł i coraz bardziej przybiera znaczenie czystej technicznej informacji, a coraz mniej dotyczy wspólnego bycia. Skoro nawet nasze rozmowy z innymi stają się tak ubogie, to cóż powiedzieć o rozmowach z Mistrzem Słowa. A przecież człowiek ma do czynienia z Bogiem przez to, że ma do czynienia z drugim człowiekiem.

Słowo rozbrzmiewające pragnieniem spotkania

Najdoskonalszym mówcą jest sam Stwórca. W Jego słowie rozbrzmiewa pragnienie rzeczywistego spotkania z człowiekiem. Dlatego stara się On podtrzymać nawet trudny, urywający się dialog. Wielki Rozmówca wnika delikatnie w nasz ziemski sposób wyrażania myśli i, będąc Bogiem wolnym od ulegania emocjom, staje się czułym dla spragnionych czułości, a gniewnym dla potrzebujących gniewu. Zachęca, wzywa, prowokuje. Pozwala się nawet zwyciężyć, jak w zmaganiu z Jakubem. Uważnego czytelnika Biblii olśniewa bogactwem niesionych treści i, być może jeszcze bardziej, zindywidualizowaniem przekazu.

Moc słowa tkwi w złożoności realizowanych przez nie funkcji, co sprawia, że oddziałuje ono na wielu różnych poziomach. Nie bez znaczenia pozostaje też sam sposób przekazu. Słowo mówione nie jest tym samym, co pisane, a jego publiczna proklamacja wyraźnie różni się od prywatnej lektury.

Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego w liturgii tak ważne jest słowo? Więcej jeszcze – właśnie słowo wypowiadane wargami – gdyż nie wystarczy pisana formuła, by spełnić zadanie sakramentu. Odpowiedź tkwi zapewne w ścisłym powiązaniu słowa z osobą, która je wypowiada, zaś powiązanie to z kolei zobowiązuje do wierności mówcy wobec wypowiadanego. O szczerości lub fałszu w ustach głoszącego mówią jego oczy. Świadczy o nich jego życie.

Mowa ust najdoskonalej realizuje pełną gamę funkcji języka, wprzęgając w służbę słowu także całą rzeczywistość zewnętrzną, tak zwany kontekst. Podczas gdy tekst zapisany na papierze można odłożyć na bok, słowo które zabrzmiało, domaga się odpowiedzi.

Słowo wypowiedziane

Wychowani w przezornej nieufności wobec tego co powiedziane, wolimy dzisiaj domagać się słowa na piśmie. Pamiętajmy jednak, że zarówno stworzenie świata, jak i powołanie Kościoła dokonało się poprzez słowo wypowiedziane. Pierwsi chrześcijanie radzili sobie jakoś bez egzemplarza Biblii na stole. Spotykali Boga we wspólnym słuchaniu i przekazywaniu ewangelicznego orędzia wszystkim narodom. W ten sposób Chrystus stawał się obecny wśród nich w swoim Ciele i Krwi.

Jak wyobrażamy sobie dzisiaj słuchanie Boga, skoro nie potrafimy wysłuchać człowieka? Tak często grzeszymy niecierpliwością, pośpiechem. Nie przynoszące nowych informacji słowa uważamy za niepotrzebne. Przyzwyczajeni do sprawiających natychmiastowy efekt zwięzłych komend, nie umiemy cieszyć się słowami modlitwy ponawianej każdego dnia. Staliśmy się niewolnikami informacji. A może niewolnikami pisma. Fenomen ten dostrzegła w swoim pamiętniku Karen Blixen, autorka Pożegnania z Afryką. "Czasy i moda zmieniły się – napisała w pierwszej połowie XX w. – w Europie zanikła sztuka słuchania opowieści. Mieszkańcy Afryki, nie umiejący czytać, nadal ją posiadają. Jeżeli ktoś zacznie mówić do nich w te słowa: – cali zamieniają się w słuch, ich wyobraźnia biegnie śladem nieznanych ludzi na równinie. Natomiast biali nie potrafią słuchać opowiadania, nawet jeżeli czują, że powinni".

Kto nie umie słuchać – nie usłyszy

Zbyt mało w nas miłości, byśmy mieli interesować się tym, co robi "dwóch ludzi na równinie". Zbyt mało wyobraźni, by szukać odpowiedzi na pytania wykraczające poza wąski krąg naszych błahych doświadczeń. Tymczasem nie otrzyma odpowiedzi ten, kto nie ma odwagi zadać właściwego pytania. Kto nie umie słuchać – nie usłyszy.

Dlatego właśnie powinniśmy dzisiaj ratować słowo. Zaczynając od zwykłego "dzień dobry", starajmy się wkładać serce we wszystko, co mówimy. I nie mówmy za wiele. Pośród wrzawy trudno myśleć. W ciszy człowiek jest przymuszony do zadumy i skupienia. Zgiełk rozdrabnia – cisza koncentruje. Słowo, by się narodzić, potrzebuje ciszy.

o. Krzysztof Jan Żywczyński OCD