Zranione więzi
z ks. dr Markiem Dziewięckim rozmawia Sylwia Palka
Zranienia w relacjach międzyludzkich to temat, który dotyczy chyba każdego człowieka?
Rzeczywiście każdy z nas w jakimś stopniu doświadczył i doświadcza zranień w kontaktach z innymi, a nawet w kontakcie z samym sobą. Każdy z nas spotyka się też z cierpiącymi ofiarami krzywdzicieli, a także z samymi krzywdzicielami, spośród których wielu cierpi na skutek bolesnych wyrzutów sumienia, zaburzonych więzi i dramatycznego lęku o przyszłość. Na początku XXI wieku coraz wyraźniej dostrzegamy różne przejawy kryzysu rodziny i społeczeństwa. W relacjach międzyludzkich coraz częściej obserwujemy deficyt mądrej miłości i solidnego wychowania. W to miejsce pojawia się naiwnie czy przewrotnie rozumiana akceptacja i tolerancja, a to w praktyce oznacza aprobatę dla toksycznych więzi oraz ochronę krzywdzicieli kosztem ich ofiar.
Doświadczenie krzywdy staje się zatem coraz bardziej powszechne…
Tak, dosłownie wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu zranieni. Nie jest możliwe, by ktoś przeżył życie doczesne bez doświadczenia złych więzi czy bez doznania krzywdy. Różnica między ludźmi może być jedynie w rodzaju doznanych zranień i w sposobie reagowania na krzywdę. Im ktoś mniej doświadcza zranień, tym większą zachowuje wrażliwość na drobne nawet krzywdy. Z kolei ten, kto jest krzywdzony w dramatyczny sposób, zwykle stopniowo "przyzwyczaja się" do bólu i cierpienia, by przetrwać choćby fizycznie. Jeśli uwzględnimy ten fakt, to możemy stwierdzić, że każdy człowiek ma doświadczenie bolesnych zranień w relacjach międzyludzkich. Różnimy się nie tym, że jedni z nas są zranieni, a inni nie, ale raczej tym, w jaki sposób reagujemy na zranienia i czy wyciągamy z nich wnioski – tu i teraz.
Zdarza się, że krzywdziciel i krzywdzony spotykają się w jednej osobie… To chyba wyjątkowo trudna sytuacja?
Każdy z nas przynajmniej czasami rani samego siebie! I to nie tylko wtedy, gdy wcześniej został zraniony przez innych ludzi. Syn marnotrawny z przypowieści Jezusa nie doświadczył zranionych więzi w domu rodzinnym. Nie mieli też na niego wpływu źli czy zdemoralizowani koledzy. Mimo to daleko odszedł od kochającego ojca i wyrządził samemu sobie dramatyczną krzywdę. Niektórzy ludzie krzywdzą siebie tysiące razy w tej samej sprawie i nie wyciągają z tego wniosków. Czasami prowadzi to do śmiertelnych uzależnień czy do samobójstwa. Inni krzywdzą samych siebie pośrednio, na przykład przez to, że pozwalają się krzywdzić innym ludziom czy poprzez to, że wchodzą w kolejne toksyczne związki, mimo że są już dorośli i mają możliwość obrony.
Co najbardziej rani w relacjach międzyludzkich?
Zranienia w relacjach pojawiają się wtedy, gdy ludzie żyjący w bliskich więziach odnoszą się do samych siebie lub do innych ludzi inaczej niż z dojrzałą miłością. Nie trzeba się nad kimś znęcać, kogoś bić czy szantażować, by zaczął cierpieć. Wystarczy nie kochać lub mylić miłość z naiwnością. Na przykład rozpieszczanie dzieci może być jeszcze bardziej dotkliwą krzywdą niż stosowanie wobec nich kar cielesnych. Dzieje się tak dlatego, że przed rozpieszczaniem nikt się nie broni, gdyż na początku bycie rozpieszczanym jest miłe. Dramatyczne skutki rozpieszczania – w postaci arogancji, egoizmu i niezdolności do miłości – pojawiają się u dzieci czy nastolatków dopiero później.
Czy są może jakieś specyficzne dla naszych czasów, nowe formy zranień?
Tak, chociażby przesadne skupianie się na emocjach. Obecnie panuje już nie tylko moda na psychologizowanie, czyli na zawężanie zjawiska zranień do wymiaru psychicznego, ale wręcz moda na redukowanie zranionych więzi do wymiaru emocjonalnego. Stąd tendencja wielu psychologów, pedagogów, a nawet teologów do tego, by skupiać się na emocjonalnych skutkach zranień lub by wręcz wyłącznie te skutki brać pod uwagę. Takie podejście pogłębia jedynie doświadczenie zranień i zamyka ofiarę w emocjonalnym więzieniu przeszłości. Skupianie się na aspekcie emocjonalnym zranień to typowy przejaw zajmowania się objawami, a nie przyczynami problemu. To rodzaj walki z wiatrakami. Taka postawa blokuje uwolnienie się z przeszłości oraz uniemożliwia wyciągnięcie racjonalnych wniosków w teraźniejszości. Skupianie się na emocjach nigdy nie jest dobrą metodą rozwiązania problemów w relacjach międzyludzkich. W obliczu bolesnych zranień i krzywd, należy i warto dać możliwość cierpiącemu człowiekowi, by wykrzyczał swój ból (Jezus też krzyczał na krzyżu), ale w drugiej fazie należy pomóc rozmówcy, by skupił się na sposobach uwolnienia się od zranionych więzi oraz na sposobach zamknięcia bolesnej przeszłości.Zranienia chyba najbardziej przeżywają osoby wrażliwe?
Najbardziej boleśnie przeżywa zranienia ten, kto najbardziej kocha. Tacy ludzie są bowiem szczególnie wrażliwi nie tylko na zło, ale też na brak miłości. Właśnie dlatego najbardziej zranionymi ludźmi są święci. Przykładem może być sytuacja Maryi. Nikt z ludzi nie doznał aż takich zranień, jak Ona – Matka Bolesna. Niewyobrażalnie musiał Ją ranić lęk o życie Jej Jedynego Syna zaraz po Jego narodzinach, a szczytem cierpienia było patrzenie pod krzyżem na najbardziej Niewinnego i najbardziej Skrzywdzonego w historii ludzkości. Święci to jednak nie tylko ludzie szczególnie wrażliwi, a przez to najbardziej narażeni na zranienia i najbardziej cierpiący w obliczu raniących więzi. To także ludzie najbardziej radośni, którzy – podobnie jak Maryja – mają świadomość tego, że w każdej sytuacji są błogosławieni. Postawa świętych to znak, że człowiek związany dojrzałą przyjaźnią z Bogiem potrafi okazać się silniejszy od najsilniejszych nawet zranień, gdyż jego więź z Bogiem jest silniejsza od jego więzi z ludźmi.
Czy istnieje jakieś lekarstwo na zranione więzi? W jaki sposób przezwyciężyć bolesną przeszłość?
Często mamy do czynienia z dwoma błędnymi postawami w obliczu zranień. Błąd pierwszy to wspomniane już psychologizowanie, które prowadzi do skupiania się na emocjach i do ponownego przeżywania zranień z przeszłości. Błąd drugi to moralizowanie, czyli dawanie naiwnych, "pobożnych" zaleceń typu: "przebacz z serca i zapomnij! Bądź dobrym chrześcijaninem, który kocha nieprzyjaciół i który wszystkim wszystko przebacza!". Zarówno skupianie się na bolesnych emocjach z przeszłości, jak również woluntarystyczne próby "heroicznego" zamknięcia przeszłości wysiłkiem woli, powiększają jedynie skalę problemu i niczego nie rozwiązują. Ewangelia wskazuje nam jedyne prawdziwe lekarstwo na zranienia z przeszłości. Lekarstwem tym jest dojrzałe pojednanie z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem.
Czy może Ksiądz wyjaśnić, jak należy rozumieć pojednanie z Bogiem?
Pierwszym warunkiem uwolnienia się ze zranionych więzi z przeszłości jest pojednanie się z Bogiem. Człowiek, który został skrzywdzony przez innych ludzi – a czasem nawet ten, który krzywdził samego siebie – ma zwykle żal do Boga o to, że Stwórca nie uchronił go przed tego typu bolesnymi doświadczeniami. Właśnie dlatego pierwszym warunkiem wyzwolenia się z bolesnej przeszłości jest odkrycie, że Bóg jest niewinny, gdyż On nie chciał, byśmy się krzywdzili. Przeciwnie, zrobił wszystko, byśmy jedni do drugich odnosili się z miłością.
Jednak pojednanie z Bogiem to coś więcej niż tylko uznanie, że to nie On odpowiada za nasze krzywdy i zranienia. Pojednać się z Bogiem, to uznać z całego serca: "Ty, Boże, masz rację i wszystkie Twoje przykazania są słuszne! One są moją mądrością, chlubą i radością, moją drogą do szczęścia ziemskiego i wiecznego. Czasem myślałem, że to ja mam rację, że demokratyczna większość ma rację, że rację ma moda, że rację mają środki przekazu albo dominujące obyczaje. Myślałem, że rację ma alkohol, pieniądze czy popęd, że rację mają moje emocje czy moje subiektywne przekonania. Tak myślałem i błądziłem. Krzywdziłem siebie i innych lub pozwalałem na to, by ktoś mnie krzywdził. Rozczarowywałem się i cierpiałem. A teraz już wiem, że tylko Ty, Boże, masz rację. Także wtedy, gdy Twoja racja jest trudna, gdy jej nie rozumiem albo gdy stawia mi wysokie wymagania". Człowiek pojednany z Bogiem to ktoś, kto kocha Boga nade wszystko, czyli kto ufa Mu nade wszystko, jak dziecko ufa rodzicom, przez których czuje się kochane bezwarunkowo i czule.
A w jaki sposób pojednać się z samym sobą? To chyba najtrudniejsze zadanie?
To prawda i dlatego pierwszym zadaniem nie jest pojednanie z samym sobą, lecz z Bogiem, gdyż tylko z pomocą Boga jestem w stanie pojednać się z samym sobą. Pojednanie z samym sobą to coś innego niż pojednanie z Bogiem. Pojednanie z samym sobą nie oznacza bowiem przyznania sobie racji. Przeciwnie, człowiek pojednany ze sobą jest świadomy tego, że nie tylko był krzywdzony przez niektórych ludzi w przeszłości, ale że wielokrotnie krzywdził samego siebie i że czasem był wręcz nieprzyjacielem samego siebie.Każdy z nas ma o coś żal do samego siebie. Moim zadaniem jest przebaczyć sobie to, że wyrządziłem zło sobie lub innym ludziom. Powinienem przebaczyć sobie także i to, że czasem pozwalałem się krzywdzić. Powinienem pojednać się z całą moją historią, a zatem z faktem, że w ogóle istnieję (bo przecież nikt nie pytał mnie o zdanie w tej sprawie), że urodziłem się jako osoba tej właśnie płci, w tym właśnie kraju, w tej właśnie epoce… Jednam się ze sobą wtedy, gdy staję w prawdzie o sobie, gdy przyjmuję do wiadomości moją przeszłość i teraźniejszość. Pojednać się ze sobą to pogodzić się z prawdą o sobie. Prawda wyzwala – nawet jeśli boli i niepokoi.
Zagrożeniem dla pojednania z samym sobą są postawy skrajne. Jedną skrajnością jest to, że dany człowiek jest dla siebie okrutny i nie wybacza sobie błędów z przeszłości. Taki człowiek pozostaje niewolnikiem złej przeszłości i odbiera sobie szansę na lepszą przyszłość. Drugą skrajnością jest naiwność, która polega na tym, że ktoś przebacza sobie wprawdzie błędy z przeszłości, ale nadal je powtarza.
A na czym polega pojednanie z bliźnim? Czy wymaga spełnienia jakichś konkretnych warunków?
Są tu możliwe dwa przypadki. Mogę potrzebować pojednania się z bliźnim jako jego krzywdziciel lub jako jego ofiara. Popatrzmy najpierw na pierwszy z tych przypadków. Jeśli kogoś skrzywdziłem, to mam pójść do niego – jednak nie po to, by prosić go o przebaczenie, lecz po to, by powiedzieć: "Przepraszam!". Nie muszę padać na kolana, wystarczą słowa skruchy. "Przepraszam cię, żono, mężu, synu, córko, mamo, tato, przyjacielu, znajomy… Skrzywdziłem cię, wyrządziłem ci taką a taką szkodę, zadałem taki ból". Pokrzywdzony ma prawo wiedzieć, że wiem, w czym go skrzywdziłem. Moim zadaniem jest opisanie moich win i ewentualnie przyjęcie do wiadomości, że wyrządziłem jeszcze inne krzywdy – z których nie zdawałem sobie dotąd sprawy. Mam zatem pójść do skrzywdzonej przeze mnie osoby, przeprosić i zaproponować sposób wynagrodzenia za krzywdy, które wyrządziłem. Nie powinienem natomiast od razu prosić o przebaczenie. Do krzywdziciela należy naprawienie krzywdy, ale nie żądanie przebaczenia.
Jeśli z kolei to ja jestem pokrzywdzonym, to minione krzywdy powinienem przebaczyć krzywdzicielowi w sercu od razu, ale powiem mu o tym dopiero wtedy, gdy spełni warunki: uzna swoje winy, przeprosi i podejmie trud zadośćuczynienia. Nigdy nie wolno mi się mścić. A jednocześnie powinienem zmądrzeć na tyle, by nie pozwolić się już więcej krzywdzić, by odtąd skutecznie się bronić przed tymi, którzy nie chcą czy nie potrafią kochać. Komunikowanie przebaczenia krzywdzicielowi, który nie ma zamiaru się zmieniać, jest przejawem naiwności, gdyż ułatwia mu wyrządzanie mi kolejnych krzywd.
W takim razie, w jaki sposób bronić się tu i teraz przed ludźmi, którzy próbują mnie krzywdzić?
Najlepiej chroni się przed krzywdą i toksycznymi więziami ten, kto mądrze kocha i kto nie krzywdzi samego siebie. Tak, jak najlepszym lekarstwem na krzywdy doznane czy wyrządzone w przeszłości jest pojednanie, tak najlepszym sposobem chronienia się przed zranieniami tu i teraz jest dojrzała miłość. Człowiek roztropny to ktoś, kto do każdego odnosi się z miłością, ale wiąże się osobiście tylko z tymi, którzy też kochają.
Bóg każdego z nas nie tylko kocha, ale też rozumie. Właśnie dlatego wie, w jaki sposób okazywać nam swoją mądrą, wychowującą miłość. Bóg wspiera ludzi szlachetnych. Błądzących upomina – także poprzez innych ludzi. Krzywdzicielom stwarza szansę na zmianę życia, broniąc i przestrzegając przed nimi ich potencjalne ofiary. Ludzi przewrotnych stanowczo demaskuje, i to publicznie. Czyni to z pomocą ludzi wyjątkowo szlachetnych i mocnych, czyli takich, którzy są sprytniejsi w czynieniu dobra niż ludzie przewrotni sprytni są w czynieniu zła. Człowiek szlachetny i święty to nie jakaś Boża gapa. To nie ktoś, z kogo ludzie przewrotni mogliby sobie bezkarnie kpić. Jan Paweł II wzruszał ludzi dobrej woli, ale niepokoił cyników. Bali się go tak bardzo, że chcieli go zabić. Strzelali do niego. Dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto nikogo nie krzywdzi, ale kto też nie wystawia się naiwnie na krzywdę. Zaczynam być takim chrześcijaninem (zaczynam!) dopiero wtedy, gdy rozumiem, na czym polega miłość – gdy rozumiem to precyzyjnie! Ogólniki typu: "Kochajcie wszystkich jednakowo!", "Bądźcie dobrzy i życzliwi dla wszystkich!" to tylko slogany, które wprowadzają w błąd. Chronić samego siebie i innych ludzi potrafi jedynie ten, kto siebie i bliźnich kocha w taki sposób, w jaki kocha nas Chrystus, który wspiera ludzi szlachetnych, upomina błądzących, a przed krzywdzicielami broni się i uczy nas się bronić.