Zniechęcenie duchowe

 

Wiara, oparta na łasce Bożej, rozumie i silnej woli

Jest wiele pokus czyhających na człowieka idącego drogą duchowego wzrostu. Nikt nie jest wolny od upadku. Sam Kościół jest święty, ale składa się także z wielu grzeszników. Jest to prawda, o której czasem zapominamy. Wielu ludzi zostało dotkniętych obecnością Bożą, olśnionych pięknem Bożej świętości. Szczególnie pierwszy okres pobytu we wspólnotach charakteryzuje się zachwytem i związany jest z przyjemnymi duchowymi przeżyciami. Wiemy jednak, że wiara nie opiera się na niestabilnych uczuciach, ale raczej na łasce Bożej, rozumie i silnej woli. Wiemy również, że po okresie zauroczenia przychodzi czas pustyni, ciemnej nocy, oczyszczenia – jednym słowem czas próby. Rodzi się pytanie: jak przeżyć pozytywnie i z korzyścią ten trudny czas, który posiada wiele różnych nazw zależnych od szkoły duchowości. Pierwsza rada wydaje się prosta: należy sobie zdawać sprawę, że etap chodzenia w skowronkach się skończy i wejdziemy w “dołek”. Wszyscy mistrzowie duchowi ostrzegają przed tym czasem próby, opisują go i podają wiele rad. Na początku chciałbym więc przedstawić kilka współczesnych przyczyn i objawów tego zagrożenia czyhającego na człowieka wierzącego. Należy pamiętać jednak, że przyczyn tych może być wiele i nie wszystkie mają duchowe źródło. Następnie podam kilka wskazówek, jak radzić sobie w trudnej sytuacji. Ze względu na różne przyczyny tego zjawiska, należy też wybrać odpowiednie środki zaradcze. Niekiedy trzeba po prostu iść do lekarza lub do psychologa, zamiast zamęczać kierownika duchowego lub swoją rodzinę i przyjaciół.

Zniechęcenie duchowe – przyczyny i objawy

Przyczyny zniechęcenia mogą być wewnętrzne i zewnętrzne. Łatwiej jest zidentyfikować to, co wpływa na człowieka z zewnątrz. Jedną z najpowszechniejszych przyczyn tego zjawiska jest zachęta do nieustannej aktywności ludzkiej. Przez tę aktywność rozumiem pracę, karierę, rozrywkę, chęć bogacenia się, robienie zakupów, ale także wszelkie przejawy religijności: spotkania, pielgrzymki, nabożeństwa itp. Człowiek pragnie zapełnić egzystencjalną pustkę dobrami zewnętrznymi: bogactwem, przyjemnością, sukcesem, możliwością dominowania nad innymi. Niestety, potrzeb duchowych nie da się zaspokoić kolorowymi reklamami. Chęć zaspokojenia pragnień wewnętrznych przez zewnętrzne gadżety prowadzi do autodestrukcji. Człowiek osamotniony pośród świata rzeczy nie jest w stanie nawiązać relacji ani z Bogiem, ani z innymi ludźmi. Zaś społeczeństwo owładnięte przez zewnętrzne wartości, dotykane jest cywilizacyjnymi chorobami duszy i ciała: zawały, nowotwory, nadwaga, anoreksja, narkomania, alkoholizm, stres, depresja, samobójstwa… Czy jako ludzie wierzący poddajemy się także tym pragnieniom światowym, czy bierzemy udział w tym wyścigu szczurów po bogactwo i władzę, czy też opieramy się tym destrukcyjnym wpływom?

W świecie współczesnym człowiek nastawiony jest na ciągłą aktywność. Jest nieustannie zmuszany do działania. W jakiś sposób obejmuje to również jego stronę duchową. Duchowość charyzmatyczna, chociaż zna skupienie, ciszę i pogłębioną refleksję, to jednak do kontemplacyjnych nie należy. Niestety, może tu nastąpić pewne pomieszanie pojęć, gdzie wiara i duchowość nie są odróżniane od religijności, która objawia się tylko przez zewnętrzne uczestnictwo w praktykach religijnych.

Pierwsza przyczyna wydaje się prosta: jeżeli wiara jest mało pogłębiona, a zachwycają nas tylko praktyki religijne (np. wspólna modlitwa, ciepła atmosfera), jest to prosta droga do zniechęcenia i depresji. Niestety, natura człowieka jest tak skonstruowana, że po pewnym czasie wszystko mu powszednieje i potrzebuje nowych bodźców, by normalnie funkcjonować. Mówimy powszechnie, że człowiek taki wypalił się lub wyczerpał swoją kreatywność w danym zakresie. Pospolicie ten stan nazywamy znudzeniem i lenistwem. Ta nuda jest groźna, ponieważ zabija wolę i intelekt. Prowadzi do marazmu, który może nadwyrężyć nawet cnotę nadziei. Nuda to pewna forma frustracji, swoiste odrętwienie ciała i umysłu, niemożność cieszenia się wolnym czasem.

Człowiek znudzony wygląda na zmęczonego, wyczerpanego, nie może się odprężyć ani zrelaksować. Dla człowieka znudzonego czas stoi w miejscu. Wydaje się mu, że ma za dużo czasu i nic do roboty. Czuje pokusę “zabijania czasu”. Niekiedy człowiek taki może znajdować się w poważnej pułapce życiowej. Ze względu na dokonane wcześniej trwałe decyzje i podjęte zaangażowanie (np. małżeńskie lub zakonne) znudzenie może go doprowadzić do depresji lub cynizmu. Znana jest prosta fraszka: “Mistyk wystygł – wynik cynik”. Być może postawiona wcześniej właściwa diagnoza i odpowiednia pomoc ze strony bliskich osób zaoszczędziłaby wielu cierpień i kłopotów.

 

Pisałem dotąd o stanach poważnych. Jednak nierzadko zniechęcamy się szybciej, chociażby tylko dlatego, że Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw. Zniechęcenie na modlitwie występuje dość często i może mieć różne przyczyny. Człowiek wierzący nie poddaje się takiemu zniechęceniu ani oschłości, ani rozproszeniom, ponieważ sercem, wolą i intelektem stara się trwać w niej mimo trudności. Bóg odpowiada na nasze modlitwy w swoisty dla siebie sposób. Czasem pozorny brak odpowiedzi jest najlepszą dla nas odpowiedzią i przejawem Bożego miłosierdzia, którego w danym momencie nie zrozumieliśmy. Za każdym razem, gdy się modlimy, stajemy się bliżsi sercu Bożemu. Modlitwa ma bowiem na celu zmianę nie Boga, ale mnie samego. Zwykłe zniechęcenie na modlitwie nie jest groźne, ale trzeba na niej trwać, aby napełniać się Bożą obecnością i dobrem, które z tego płynie.

Pomoc człowiekowi znudzonemu

Pomoc człowiekowi znudzonemu może przyjść tylko po przeprowadzeniu odpowiedniej analizy przyczyn tego zjawiska. Może to zrobić sam zainteresowany, ale najczęściej w stanie pogłębiającego się zniechęcenia nie jest on w stanie obiektywnie siebie samego ocenić i podjąć odpowiednie środki zaradcze. Taki człowiek potrzebuje pomocy z zewnątrz, ze strony przyjaciół, rodziny, wspólnoty (gorzej, gdy cała wspólnota popadła w odrętwienie).

Przy poważnych przyczynach i objawach nie należy wahać się poprosić o pomoc odpowiednich specjalistów, np. lekarzy czy psychologów. Być może nie jest to już zwykłe znudzenie, ale depresja czy załamanie nerwowe. W takim wypadku nie powinno się uprawiać amatorszczyzny, choć przyjacielskie wsparcie jest zawsze potrzebne. Jeżeli przyczyna smutku, znudzenia ma źródło moralne ze wzglądu na niewłaściwie ukształtowany kręgosłup wartości życiowych, potrzebne jest wsparcie osoby duchownej. Potrzebne jest również zaangażowanie ze strony samego zainteresowanego, ponieważ musi on dokonać procesu nawrócenia duchowego. Wielu ludzi żyjących w świecie wartości materialnych, po odkryciu świata duchowego i sposobu życia ludzi wierzących, przeżywa drugą młodość i z radością kontynuuje swoją aktywność. Na takich ludzi nastawiona jest w dużej części działalność ewangelizacyjna.

Najgorzej jest poradzić sobie ze zwykłym znudzeniem duchowym u człowieka normalnie wierzącego i miłującego Boga. Nikt z nas bowiem nie jest wolny od tego znudzenia. Ojcowie pustyni w starożytności radzili swoim uczniom, że najlepszym lekarstwem na acedię (znudzenie) jest praca fizyczna. Pletli oni nieustannie kosze i maty, a gdy brakło materiału, rozplatali je i na nowo splatali. Znudzenie należało zabić aktywnością rąk, aby głupsze rzeczy nie przyszły do głowy. Wielokrotnie jednakże wyznawali z pokorą, że demon południa był silniejszy od nich. Mnich miał za zadanie wytrwać w swojej celi, modląc się i pracując. Nie było to łatwe, ale możliwe. Wierność i wytrwałość to były najlepsze lekarstwa. Człowiek współczesny stoi niejednokrotnie przed podobnymi dylematami. Zniechęcenie na modlitwie i w relacji do Boga próbuje nadrobić aktywnością organizacyjną, charytatywną, religijną. Ma to swój sens tylko wówczas, gdy umacnia jego wewnętrzne, duchowe, pełne miłości odniesienie do Boga jako Osoby. Inaczej staje się przejawem zewnętrznej religijności, a więc prowadzi do jeszcze większego znudzenia i cynizmu.

Jest jeszcze jeden sposób radzenia sobie z duchową nudą. Muszę się po prostu nastawić, że taki okres w moim życiu powinienem przeżyć dla mojego wewnętrznego dobra. Muszę uświadomić sobie, że jest w tym moim przeżywaniu zniechęcenia jakaś pedagogia, jakiś Boży zamiar, abym stał się lepszy i silniejszy. Chociaż grzech pierworodny osłabił moją naturę, to jednak Bóg pozostawił mnie wolnym i rozumnym, bym panował nad pokusą i grzechem. Jest to droga Małej Tereski od Dzieciątka Jezus, która, mając lat jedenaście, postanowiła: “Nigdy się nie zniechęcę” na drodze do świętości. Niech te słowa Małej Tereski będą dla wszystkich zniechęconych zastrzykiem pobudzającym. Przed nami wielcy mistrzowie przechodzili przez zniechęcenie i znudzenie ciemnej nocy oraz czasu pustyni. Bóg jednakże dla każdego ma własny plan i każdemu daje tyle łaski i siły, aby przejść przez trudny i smutny okres życia. Jeżeli nawet pojawią się łzy, można je również uznać za łaskę, jak czynił to św. Ignacy Loyola. Po nocy, pustyni i smutku nastaje zawsze pogodny i radosny dzień, którego Pan jest ozdobą.

ks. Mieczysław Ozorowski