Skąd się bierze radość? Flp 4, 4-7; Łk 3, 10-18

"Co mamy czynić?" Na ogół pytanie to nie pojawia się w naszej głowie, kiedy działamy mechanicznie. Nie stawiamy go również, gdy osiągnęliśmy w czymś biegłość, staliśmy się fachowcami w jakiejś dziedzinie.

Dlatego musi się wydarzyć coś, co wyrwie nas zarówno z dobrej jak i złej rutyny, jakiś nieoczekiwany przełom, który wzbudzi zdrowy niepokój, postawi nas przed jakimś dylematem, przed tym, co nowe. Nie wiemy wówczas od razu, jak postąpić, potrzebujemy rady, namysłu. Pytanie "Co mamy czynić?" pojawia się także wtedy, gdy zawali nam się świat, kiedy doświadczymy jakiejś straty. Pytamy, co robić, także wtedy, gdy czujemy się poruszeni do tego stopnia, że nie możemy pozostać obojętni.

W dzisiejszej Ewangelii słuchacze przejęli się słowami Jana Chrzciciela. Byli pełni nadziei, że coś ważnego niebawem się wydarzy. Nie chcieli, aby to ich pominęło, chcieli być uczestnikami nadejścia Mesjasza.

A co my mamy robić? Pierwsze i drugie czytanie zachęcają nas dzisiaj do radości, czyli do świętowania. Dlaczego? Bo Pan jest blisko. Ale czym jest ta radość? Ks. Twardowski powiada: "Łatwiej jest powiedzieć, czym nie jest. A więc, nie jest przyjemnością, ani zadowoleniem".

Niektórzy poruszają się w życiu między dwiema skrajnościami. Z jednej strony mają smutne i nudne obowiązki do wykonania, monotonia pracy. Z drugiej próbują w czasie wolnym uciec od tego wszystkiego, rzucając się w wir przyjemności. Albo harują albo fundują sobie taką rozrywkę, że zapominają całkowicie o świecie.

Podchwycili to dobrze twórcy jednej z reklam piwa, która mówi "Nadchodzi piątek wieczór", czyli czas "nadrobić" to, co  "straciło się" przez cały tydzień. Dlatego radość i świętowanie kojarzy się nieraz z upojną imprezą. Musi być dużo jedzenia, picia, hałasu, przyjemności, ekscytacji, mnożenia wrażeń. Końcem tego jest często tzw. urwanie filmu, zamroczenie świadomości, zmęczenie, kac, ból głowy. 

Ale to nie jest radość, o którą chodzi Bogu. Radości się nie produkuje przez zwiększanie wrażeń i doznań zmysłowych. Radość to pewien duchowy i emocjonalny stan, który bierze się z zauważania dobra, które już jest. Jan Chrzciciel twierdzi, że radość jest owocem umiaru, zadowoleniem z tego, co się ma, jest skutkiem dzielenia się z innymi tym, co mamy.

Św. Paweł pisze, że radość wypływa z bycia "w Panu", czyli jest Jego darem, a także owocem współpracy człowieka z Bogiem. Jej pierwszą oznaką jest łagodność, która daje pokój. Jezus mówi: "Uczcie się ode mnie, bo jestem pokorny i łagodny sercem, a znajdziecie ukojenie dla serc waszych". Łagodność powstrzymuje atak nadmiernego gniewu i czyni człowieka panem siebie. Człowiek łagodny odczuwa gniew, ale nie daje się mu ponieść, nie żąda odwetu i nie dochodzi swych praw po trupach. Co to znaczy, mieliśmy okazję zobaczyć niedawno na przykładzie młodego mężczyzny ze Stanów, który zabił kilkadziesiąt osób, a potem siebie pod wpływem amoku i nieopanowanego gniewu, chociaż uchodził za człowieka nieśmiałego i zamkniętego w sobie.

Św. Franciszek Salezy mawiał, że "jedna kropla miodu ściąga więcej much niż beczka octu". On sam przyciągnął wielu ludzi do Kościoła swoją łagodnością. Mało kto jednak wie, że ten człowiek początkowo był bardzo porywczy i wybuchowy. Nauczył się łagodności z niemałym wysiłkiem.

Radość, pisze św. Paweł, wiąże się z modlitwą, a więc zwracaniem się we wszystkim z dziękczynieniem do Boga, aby nie ulec troskom, zamartwianiu się. Chodzi o to, abym patrząc na Boga, nie poddał się panice lub rozpaczy, jeśli nagle czegoś mi zabraknie. Radość to pełne pokoju zaufanie, że nie jestem zdany na samego siebie.

A więc radość według Ewangelii jest z natury czymś spokojnym, przypomina raczej lekki szum morza niż gwałtowny sztorm. Jest to też przeżycie związane z budowaniem relacji z Bogiem i ludźmi, a nie egoistyczne zwiększanie wrażeń i przyjemności.  Na tym polega radość z całego serca, radość w Panu. Pojawia się ona w momencie, gdy rzeczywiście uwierzymy, że Pan jest tuż obok nas i razem z Nim zaczynamy pracę nad sobą.

Dariusz Piórkowski SJ /za: www.deon.pl/