Szatan, niestety, istnieje
Istnienie i działanie szatana nie znosi ludzkiej odpowiedzialności za czynienie zła. Powinniśmy być jednak świadomi, że niekiedy próbuje na nas wpłynąć duch, który jest nie tylko personifikacją naszych słabości i chorób, ale odrębnym bytem.
William Blatty przytacza – jako motto dla swej słynnej książki „Egzorcysta” – taką oto wypowiedź: Dla niektórych zbrodni nie istnieje inne wytłumaczenie… Ksiądz z dwunastoma gwoźdźmi wbitymi w czaszkę… Albo tych siedmioro dzieci z ich nauczycielem. Odmawiali „Ojcze nasz”, kiedy znaleźli ich żołnierze. Jeden z nich wyjął bagnet i uciął język nauczycielowi. Drugi wziął pałeczki, jakich Chińczycy używają przy posiłkach i wbił dzieciom w uszy. Z jakiego punktu widzenia powinniśmy rozważać tego typu przypadki? Blatty sugeruje, że w tego rodzaju sytuacjach nie sposób nie dostrzec rzeczywistej obecności diabła, który działa przez zdrowych – z medycznego punktu widzenia – na umyśle ludzi. Ale czy takie rozumowanie nie jest jedynie jakąś próbą przerzucenia potwornego zła z człowieka na demona? Czy w gruncie rzeczy szatan nie jest jakąś przenośnią, personifikacją zła, w którym nie ma żadnego celu oprócz chęci zadawania cierpienia? Czyż za popełnione zło nie ponosimy odpowiedzialności my sami, a zwalanie winy na złego ducha – jak to uczyniła Ewa w raju (zob. Rdz 3,13) – nie jest tylko żałosną próbą usprawiedliwienia siebie?
Nie wierzę w diabła!
Bywa tak, że ci, którzy mówią, że w złego ducha nie wierzą, mają rację. Po pierwsze, warto zauważyć, że w sensie ścisłym wierzyć można w Boga i w Jego działanie w świecie, a nie w szatana. W „Credo” wyznajemy naszą wiarę w Trójcę Świętą, założony przez Chrystusa Kościół i Boże obietnice. Nie głosimy natomiast: Wierzę w szatana… Wiara w chrześcijańskim znaczeniu łączy się z zaufaniem, nadzieją i miłością, a takiej postawy nie można mieć wobec diabła. Wolę więc mówić, że katolik – pouczony Objawieniem i nauczaniem Kościoła – przyjmuje istnienie i działanie złego ducha, a nie wierzy w Złego. Po drugie, wyobrażenie, jakie o diable mają ludzie, jest często takie, że trzeba powiedzieć, iż takiego diabła nie ma. Jeśli diabeł kojarzy się komuś z ludyczną istotą z rogami i ogonem, to oczywiście taki diabeł nie istnieje. Z drugiej strony, jeśli ktoś rozumiałby szatana jako samoistną moc, która walczy z Bogiem jak równy z równym, to trzeba by stanowczo stwierdzić, że takiego ducha zła nie ma.
Kogo ma na myśli Kościół, nauczając o diable? W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że Bóg stworzył istoty duchowe (anioły), z których niektóre dokonały fundamentalnego wyboru przeciwko Bogu. Nieodwołalny charakter ich „upadku” nie jest wynikiem braku Bożego miłosierdzia, ale tego, że osoba może świadomie i dobrowolnie wypowiedzieć ostateczne „nie” wobec daru Bożego przebaczenia i miłości, a Bóg nikogo nie zbawia przemocą, wbrew wolnej woli stworzenia (zob. nr 391-393). Kościół w mówieniu o szatanie unika dwóch skrajności. Z jednej strony przypomina, że diabeł nie jest średniowiecznym zabobonem czy też jedynie symbolem czynionego przez człowieka zła, z drugiej zaś odrzuca wszelką niezdrową fascynację działaniem złych duchów. Ostatni papieże nie bali się drwin ze strony tzw. postępowego świata i nauczali wprost o szatanie i jego działaniu w świecie. 15 listopada 1972 r. podczas audiencji generalnej Paweł VI poświęcił całą katechezę kwestii diabła. Powiedział wówczas m.in.: Jedną z największych potrzeb współczesnego Kościoła jest obrona przeciw złu, które nazywamy diabłem. (…) Zło to nie tylko brak czegoś, ale aktywna siła, żywy duchowy byt, który jest zdeprawowany i deprawuje innych. (…) On jest złym, sprytnym uwodzicielem, który wie w jaki sposób może dotrzeć do nas przez nasze zmysły, wyobraźnię, przez utopijną logikę, czy też przez nieuporządkowane kontakty społeczne, czy przez naszą działalność. Jan Paweł II w liście do młodych z 1985 r. napisał: Trzeba sięgać stale do korzeni zła i grzechu w dziejach ludzkości i wszechświata – tak jak Chrystus sięgnął do tego korzenia w swej wielkanocnej tajemnicy krzyża i zmartwychwstania. Nie trzeba się lękać nazywać po imieniu pierwszego Sprawcę zła: Złego. Taktyka, jaką stosował i stosuje, polega na tym, aby się nie ujawniać – aby zło, szczepione przez niego od początku, (…) coraz bardziej stawało się grzechem „strukturalnym”, a coraz mniej pozwalało się zidentyfikować jako grzech „personalny”. XX wiek był świadkiem rozprzestrzeniania się komunizmu, faszyzmu, maoizmu itp., które to ideologie głosiły przemianę świata przez zmianę struktur – ostateczne owoce tych fascynacji okazały się jednak iście diabelskie.
Istnienie i działanie szatana nie znosi ludzkiej odpowiedzialności za czynienie zła. Powinniśmy być jednak świadomi, że niekiedy próbuje na nas wpłynąć duch, który nie jest tylko personifikacją naszych słabości i chorób, ale odrębnym bytem. Paweł apostoł w Liście do Efezjan przestrzega: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12). Negowanie istnienia diabła prowadzi do tego, że nie jesteśmy w stanie właściwie rozeznać sytuacji. Szukamy wówczas zbawienia w różnych rodzajach psychoanalizy lub pokładamy nadzieję w modnych ideologiach, a zapominamy o rzeczywistości duchowej, która jest przestrzenią łaski, ale i zmagania. Tymczasem – jak ktoś zauważył – kohorty szatana nigdy tak szybko nie rosną, jak wówczas, gdy zdoła on rozpowszechnić wieść, że sam już dawno umarł.
Nauka Kościoła a mitologia
Kościół w swoim oficjalnym nauczaniu mówi o szatanie tyle, ile jest to konieczne, by pomagać ludziom w ich drodze do Boga. To nauczanie można by streścić następująco: Istnieją istoty duchowe, które w danej im przez Boga wolności opowiedziały się definitywnie przeciwko Stwórcy; te istoty próbują wpływać na człowieka, aby zniszczyć jego relację z Bogiem. Kościół bardzo poważnie traktuje płynące z tego zagrożenie, czego wyrazem jest mianowanie diecezjalnych egzorcystów, ale – z drugiej strony – daleki jest od epatowania wiernych opowieściami o szatanie. Jednak dwa tysiące lat chrześcijaństwa i jego przenikanie się z innymi religiami oraz kulturami zaowocowało powstaniem rozbudowanej, mitologicznej demonologii, do której trzeba podchodzić bardzo ostrożnie, co nie znaczy, że nie można wyciągnąć z niej jakichś duchowych pożytków.
Jednym z biblijnych, pobudzających wyobraźnię, „demonologicznych” tekstów jest fragment Apokalipsy św. Jana: I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię… (12,7-9). Ogromna liczba obrazów, rysunków, opowieści nawiązuje do tego właśnie tekstu. Przy jego lekturze trzeba jednak pamiętać, że mamy do czynienia ze specyficzną formą wypowiedzi, jaką jest Apokalipsa. Apokaliptyczne obrazy nie są reportażem z przeszłych wydarzeń lub precyzyjną zapowiedzią tego, co niechybnie nastąpi. Ich celem jest przekazanie nam pewnych ogólnych prawd dotyczących Boga, człowieka, Kościoła. W walce Michała (to imię znaczy: któż jak Bóg) ze Smokiem i jego aniołami możemy dostrzec syntetyczny obraz walki duchowej, wszystkich napaści i porażek złych duchów, od początku aż do końca świata. Apokalipsa wraz z jej wątkami o szatanie jest w gruncie rzeczy księgą umocnienia i nadziei. Diabeł okazuje się bezsilny wobec Niewiasty (Maryi) i Jej Potomka (Jezusa), dlatego z tym większą zaciekłością zwraca się przeciwko reszcie jej potomstwa (ludziom). Triumfy odnoszone przez Antychrysta są jednak pozorne. Ostatecznie zwycięży Baranek (Chrystus) i Jego Oblubienica (Kościół). Przy czym słowo „Antychryst” oznacza najczęściej będącego pod wpływem szatana, mającego dużą władzę człowieka, który wykorzystuje ją m.in. do zwalczania Kościoła. Apokalipsa nie tłumaczy nam natury zła, ale wskazuje na jego tymczasowość i ostateczny triumf dobra.
Mity dotyczące szatana – choć nie należy ich brać dosłownie – niejednokrotnie zawierają w sobie duchową mądrość. Jednym z tekstów, który wywarł ogromny wpływ na wyobrażenia o upadku szatana, jest apokryficzna legenda „Pokuta Adama”. Znajduje się w niej pouczająca rozmowa biblijnego Adama z szatanem. Adam pyta: Czemu wszcząłeś tak straszną walkę z nami [ludźmi]? Cóż myśmy ci zawinili, żeś pozbawił nas naszego miejsca? Na co szatan odpowiada: Cała moja zuchwałość i ból przyszły przez was. (…) Gdy Bóg tchnął w ciebie swego ducha, otrzymałeś podobieństwo Jego obrazu. (…) Wtedy Michał wezwał wszystkich Aniołów a Bóg rzekł do nich: Chodźcie, pokłońcie się bogu, którego stworzyłem! Michał pokłonił się jako pierwszy. Wezwał mnie i rzekł: Ty także pokłoń się Adamowi. Odparłem: Idź precz, Michale! Nie będę kłaniał się temu, który stal się później ode mnie, gdyż ja jestem wcześniej. Dlaczego miałbym kłaniać się jemu? Także inni aniołowie, którzy byli ze mną posłyszeli to. Moje słowa spodobały się im i nie złożyli ci, Adamie, pokłonu. Wówczas Bóg rozgniewał się na mnie i rozkazał wypędzić nas z naszego mieszkania i strącić na ziemię mnie i moich aniołów, zgodnych ze mną. A ty pozostawałeś wtedy w raju. Gdy poznałem, że to z twego powodu musiałem opuścić mieszkanie światła, ogarnął mnie ból i katusze. Zastawiałem sidła na ciebie, by cię pozbawić twego szczęścia, jak i ja zostałem go pozbawiony z twego powodu[1]. Powyższa legenda wskazuje nie tylko na istotę diabelskiego buntu, ale także na niebywałe wywyższenie człowieka w Bożych planach. Bóg stworzył człowieka, a potem – jak nie bali się mawiać ojcowie Kościoła – Bóg stał się człowiekiem, by człowiek stał się bogiem, czyli by został przebóstwiony. Takiego Bożego projektu nie mógł ścierpieć upadły anioł. Opowieść diabła z „Pokuty Adama” jest pewnym odbiciem natchnionego tekstu z Księgi Mądrości: Bo do nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła w świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą (2,23-24). Śmierć nie musi tutaj oznaczać śmierci fizycznej, chodzi raczej o śmierć duchową polegająca na oddzieleniu od Boga. Podstawowa pokusa szatana polega na kłamstwie, że Bóg nie kocha człowieka, i że człowiekowi będzie lepiej, jeśli odwróci się od Stwórcy.
W „Pokucie Adama” szatan żałuje, że stracił niebo. Autor pisze, że zły duch odpowiadał Adamowi, płacząc. Tak jakby diabeł był zdolny do żalu i zwrócenia się do Boga o miłosierdzie. Tak jednak nie jest. Szatan jest złym duchem dlatego, bo nie ma nadziei na miłosierdzie. Nie ma, bo nie chce mieć; nie prosi o nią. Szatan jest z jednej strony pogrążony w rozpaczy, a z drugiej zapada się we własnej zarozumiałości. Słowo „rozpacz” należy tutaj rozumieć jako to, co w starożytności greccy znawcy duchowości nazwali akedią. To zupełny brak wielkoduszności, rodzaj smutku wobec wszystkich rzeczy danych przez Boga stworzeniu. Chory na akedię, chory na rozpacz ucieka od Boga, nie chce Go widzieć. Nie chce żadnych darów od Boga, gdyż nie ma ochoty stawać się kimś wedle Bożego planu. Nie ma ochoty na nadzieję wobec samego siebie. Diabelska zarozumiałość wydaje się czymś odwrotnym do rozpaczy, ale w gruncie rzeczy wypływa z tego samego zatrutego źródła. Zarozumiały nie ma nadziei, gdyż uważa, że jej nie potrzebuje. On po prostu jest pewien swych sił i możliwości i nie chce odwoływać się do czegoś tak „słabego” jak nadzieja. Diabeł jest potępiony, bo nie chce zawdzięczać zbawienia nikomu innemu niż on sam. Dlatego też tkwi w perwersyjnym i zakłamanym poczuciu spełnienia swego „ja”. Chesterton zauważył, że szatan upadł na skutek braku poczucia humoru i nadmiernego poczucia własnej ważności. Rzeczywiście, pycha wiąże się z niezdolnością do życzliwych żartów. Szatan potrafi drwić z innych, ale nie ma poczucia humoru, które daje dystans wobec siebie samego, tak potrzebny by otworzyć się na miłosierdzie. Stwierdziliśmy, że diabeł nie jest zdolny do skruchy, gdyż dokonał fundamentalnego wyboru i grzęźnie w nim coraz bardziej. Takie jest nauczanie Magisterium Kościoła. Jednak nie brakuje dawnych i współczesnych teologów, którzy mówią o możliwości nawrócenia się szatana. W Polsce taką nadzieję głosi ks. Wacław Hryniewicz. W starożytności m.in. Grzegorz z Nyssy przekonywał, że szatan może pojednać się z Bogiem. Zwolennicy nadziei na powszechne zbawienie, w tym nawrócenie szatana, powołują się niekiedy na List do Filipian: … aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych (2,10). Niektórzy prawosławni modlą się nawet w intencji powrotu szatana do Boga.
Literackie inspiracje demonologiczne
Poza Biblią ciekawych intuicji na temat natury i działania szatana możemy szukać nie tylko w apokryfach i legendach, ale także w powieściach. Jedną z nich jest „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa, która – moim zdaniem – pod żartobliwą, a dla niektórych nawet satanistyczną, formą skrywa inspirującą teologię i demonologię. Bułhakowskiemu szatanowi, profesorowi Wolandowi, towarzyszy dziwaczna świta, tłumacz i cyrkowiec Korowiow-Fagot, kot Behemot oraz niejaki Azazello. Ich styl bycia oraz wygląd dobrze ilustrują prawdę, że diabeł to „wielki przedrzeźniacz” i znudzony cynik, czy też – jak mówili ojcowie Kościoła – simia Dei, czyli złośliwa małpa szyderczo naśladująca Boga i Jego dzieła. Wygląda na to, że demony świetnie się w Moskwie bawią. Kiedy jednak na końcu powieści opadają z nich ziemskie maski, okazują się smutnymi, osamotnionymi istotami. Woland wyznaje: Sam, sam, ja zawsze jestem sam[2]. Zły duch jest niezdolny do wejścia w rzeczywiste relacje z kimś drugim, a zatem nie ma tego, co wydaje się istotą bytu osobowego. Dlatego kard. Ratzinger mógł stwierdzić: Jeśli stawia się pytanie, czy diabeł jest osobą, należałoby słusznie odpowiedzieć, że jest on nie-osobą, rozpadem, rozkładem istoty osoby[3].
Słowo „diabeł” (gr. diabolos) znaczy m.in. „oskarżyciel”. Bułhakowskie diabły bezlitośnie, choć bez specjalnego okrucieństwa, demaskują słabości mieszkańców Moskwy: W ogóle oni w ostatnim czasie paskudnie się świnią. Piją, wykorzystując swoje stanowisko śpią z kobietami, ni cholery nie robią, zresztą nawet nie mogą nic robić, bo nie mają zielonego pojęcia o tym, co do nich należy[4]. Można by nawet pomyśleć, że demony dbają o moralność i oczyszczają różne struktury z krętaczy i szubrawców. Nie chodzi tu jednak o pomoc człowiekowi w byciu lepszym, ale o pokazanie, jak marną jest on istotą. I nawet gdy szatan wydaje się mieć zrozumienie dla ludzkiej słabości, to jest ono pełne drwiny i pogardy: Ludzie są tylko ludźmi – zauważa Woland. – Lubią pieniądze, ale przecież tak było zawsze. (…) W zasadzie są jacy byli, tylko problem mieszkaniowy ma na nich zgubny wpływ[5]. Również w Biblii diabeł jest tym, który oskarża człowieka, jakby chciał udowodnić Bogu, że stworzenie takiej istoty było błędem. W Księdze Hioba szatan rozmawia z Bogiem i stara się Go przekonać, że Hiob jest tylko pozornie osobą prawą: Wyciągnij, proszę rękę i dotknij jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył (1,11). Szatan często mówi prawdę w tym sensie, że podaje fakty, ale robi to w taki sposób, że zastawia na człowieka pułapkę. Trzeba mieć doprawdy diabelską inteligencję, by w ten sposób operować prawdą, by ostatecznie kogoś oszukać. Ta technika manipulacji pozwala wykazać – co w „Mistrzu i Małgorzacie” widać doskonale – że odpowiedzialność nie spada na manipulatora, ale na zwiedzionego człowieka, która ma to, czego chciał. Tego rodzaju mechanizm doskonale pokazuje film „Adwokat diabła”.
Lektura historii o Wolandzie i jego świcie daje impuls do innego spojrzenia na prawdę o piekle. Przyjęło się myśleć, że piekło to stan, w którym złe duchy dręczą bez końca potępionych. Głównymi winowajcami takiego stanu naszej wyobraźni są malarze oraz ich obrazy, jak np. skądinąd fascynujące piekło muzyczne Boscha. W „Mistrzu i Małgorzacie” szatan zabiera tytułowych bohaterów do siebie i obdarza ich spokojem. Nie znaczy to jednak, że daje im wieczne szczęście, ale jedynie uwalnia ich od ziemskiego cierpienia. Kraina, do której Woland doprowadza Mistrza i Małgorzatę, przypomina piękny i dostojny cmentarz. Doskonale ujął to reżyser Władimir Bortko w ekranizacji powieści. Mistrz i Małgorzata, ubrani na czarno, spacerują po pięknym, ale jakby nierealnym, spowitym mgłą parku. Są spokojni, ale nie widać, by byli szczęśliwi. Dlaczego nie wyobrażać sobie życia bez Boga w taki właśnie sposób – nie jako stan wymyślanych przez diabłów tortur, ale jako stan bez Bożego światła, Bożej uczty, za to z martwym spokojem. Bóg daje niewypowiedziane szczęście, ale nie zsyła sztucznych, wieczystych mąk na ludzi, którzy Go odrzucili. Brak zbawienia to być może brak świadomości, jakie szczęście się straciło odrzucając Boga.
O istnieniu i działaniu szatana warto pamiętać. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, by upierać się – wbrew nauczaniu Kościoła – że nie mogą istnieć złe duchy, skoro istnieją duchy dobre. Pamiętajmy jednak, że chrześcijaństwo jest Dobrą Nowiną o Bogu, który jest miłością, a przepowiadanie Ewangelii nie polega na straszeniu mocami piekielnymi. Szatan jest wynikiem ryzyka, jakie podjął Bóg, stwarzając istoty wolne, które są zdolne do miłości, ale mogą też powiedzieć Stwórcy „nie”. Alternatywą byłoby niestwarzanie wolności albo takie ingerowanie Boskiej Wszechmocy, które praktycznie tę wolność by zlikwidowało, czyniąc z bytów osobowych lalki w dłoniach Wielkiego Lalkarza. Ale Bóg jest Miłością, a nie Lalkarzem. Tym ostatnim próbuje być szatan.
[1] Pokuta (naszego) praojca Adama, w: R. Rubinkiewicz (red.), Apokryfy Starego Testamentu, Warszawa 2000, s. 30-31.
[2] M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, Warszawa 2002, s. 59.
[3] Cyt. za G. Panteghini, Aniołowie i demony, Kraków 2001, s. 84.
[4] M. Bułhakow, dz. cyt., s. 113.
[5] Tamże, s. 173.
Dariusz Kowalczyk SJ, ur. 1963, dr teologii dogmatycznej, wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym, sekcja „Bobolanum” w Warszawie i na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.
/za: www.przegladpowszechny.pl/