O milcząca Hostio biała…

„Bóg z nami” cichy i pokorny

Pewnego wieczoru zapukałem do klasztornych drzwi Małych Sióstr Jezusa. „Przyszliśmy poadorować Pana Jezusa” – „Proszę wejść” – odpowiedziała życzliwie nowicjuszka. Weszliśmy do kaplicy. Była pusta. Urzekała ciszą i prostotą. W kącie kaplicy, na macie, klęczała siostra z Pismem Świętym na kolanach. Otwarte tabernakulum, wewnątrz skromna monstrancja w kształcie kielicha a w niej biała Hostia.

W wigilię swego nawrócenia Charles de Foucauld modlił się przed tabernakulum: „Mój Boże, jeśli istniejesz, daj mi się poznać”. Po czasie napisał w swoim dzienniku: „Poprzez obecność naszego Pana w świętej Hostii, ludzie którzy nas otaczają zostają w sposób cudowny uświęceni”….W kilka dni po jego śmierci w Algierii, w tym samym miejscu gdzie znaleziono jego ciało, znaleziono także naczyńko z Hostią – Ciałem Boga. Nosił je zawieszone na swojej piersi.

Uderzająca jest cichość i pokora „Boga z nami”. Ileż jest takich miejsc, w których adoruje Go jeden samotny człowiek, jak Ch. de Foucauld, jak klęcząca w kaplicy siostra. Zawsze tak samo obecny, niezależnie od tego czy kościoły są pełne czy puste. Każde tabernakulum, każda Hostia na ołtarzu, każde wystawienie Najświętszego Sakramentu jest wystarczającym świadectwem, że umiłował nas „aż do końca” (J 13, 1). Świat, od dnia Wielkiego Czwartku, stał się „monstrancją” Boga ukrytego w białym Chlebie. Katechizm Kościoła Katolickiego uczy, że w Eucharystii Jezus „pozostaje w tajemniczy sposób pośród nas jako Ten, który nas umiłował i wydał za nas siebie samego” (n. 1380) . Jest dla nas tajemnicą nie tylko to, że ukrył się się w kruchej Hostii, ale również to, że zgodził się pozostać milczący i ukryty dla świata. Jest nieustannie obecny w świecie, choć często nie zauważany i nie odwiedzany.

Zatrzymać się, zamilknąć i adorować…

Karl Rahner SJ, znany współczesny teolog, w rozważaniu „Adoracja Eucharystyczna”, zauważa: „Jeśli bez uprzedzeń obserwujemy dzisiejsze życie Kościoła w naszych krajach, nie możemy zaprzeczyć, że pobożność eucharystyczna przeżywa wśród wiernych pewien zanik. Czy adoracja w ciszy przed tabernakulum z wieczną lampką jest jeszcze tak samo praktykowana jak kiedyś?” Rahner dodaje: „Trwać na klęczkach i adorować Pana obecnego w Eucharystii, jest czymś, co wielu osobom nawet przez myśl nie przechodzi – zwyczaj dziękczynienia po Komunii i po zakończeniu Mszy wydaje się mniej lub bardziej zapomniany”. Obserwacja zdaje się pokrywać z rzeczywistością. Chociaż w wielu wspólnotach odnowy wierni ponownie odkrywają Eucharystię i adorację, to jednak faktem pozostaje, że Bóg ukryty w białej Hostii jest dzisiaj coraz rzadziej adorowany. Tak jakby w człowieku słabły oczy wiary i już nie potrafił dostrzec rzeczywistej obecności Boga w białej Hostii.

Przypomina mi się scena z Ewangelii św. Jana, w której Chrystus wskazując na siebie powiedział ludziom, że jest Chlebem żywym. Nie wierzyli. Zbyt prosty i zbyt „widzialny” wydawał się im Bóg w Jezusie Chrystusie. Był dla nich „zanadto bliski”. Żyli z Nim przecież na co dzień i dotykali Go. W ludzkim ciele, nie potrafili dostrzec Osoby Boga. Dlatego odchodzili. „Czy i wy chcecie odejść?”, zapytał pozostałych…

Należymy do owych „pozostałych”, którzy wierzą, że Bóg stał się Chleben żywym. A jednak adoracja Najświętszego Sakramentu wydaje się sprawiać nam trudności. Dlaczego? Często zbyt szybko rezygnujemy z adoracji, ponieważ nasz codzienny styl życia oduczył nas cierpliwego i spokojnego trwania „przy jednym”. Żyjemy bardzo roztargnieni. Na co dzień nie jesteśmy przyzwyczajeni do zatrzymania się, do ciszy i skupienia. I dlatego mamy często kłopoty z trwaniem przed tabernakulum. Kiedy idziemy na adorację dostrzegamy, że niełatwo jest pozostać w „ukryciu”, skupić uwagę serca na Jedynym najważniejszym. Trudno jest trwać przed milczącym Bogiem „bez działania”, gdy tyle jest „do zrobienia”. Trudno jest wyciszyć się wewnętrznie, gdy mnóstwo w nas niepokoju z powodu nie załatwionych spraw, wiele negatywnych uczuć czy hałasu. Tymczasem właśnie adorowanie cichego i pokornego Boga w białej Hostii może przywrócić nam powoli upragniony spokój serca. Świadomość żywej obecności Boga i Jego bliskości może stać się „lekarstwem” na nasze lęki i niepokoje. Wystarczy niewiele. Wystarczy ofiarować Mu swoje trwanie, swój trud skupienia, swoje roztargnione myśli. Próbować oddać Mu siebie całego takim, jakim jestem w danej chwili. Bóg nie tylko jest obecny przy adorującym, ale przenika Go całego, jego życie, spotkania z ludźmi, pracę. Przenika i uświęca. Z pewnością kiedyś w wieczności dowiemy się, ile znaczyła dla świata i każdego pojedyńczego człowieka adoracja klęczącej Siostry w nieznanej kaplicy; dowiemy się ile dla naszych rodzin znaczyły wieczne adoracje w klauzurowych klasztorach, w naszych kościołach parafialnych, ile wreszcie znaczą dla świata i dla nas samych nasze osobiste adoracje.

Świat potrzebuje adoracji Boga Eucharystycznego

Papież Jan Paweł II przekonuje nas: „Kościół i świat bardzo potrzebują kultu eucharystycznego. Jezus czeka na nas w tym sakramencie miłości. Nie odmawiajmy Mu naszego czasu, aby pójść spotkać Go w adoracji, w kontemplacji pełnej wiary, otwartej na wynagrodzenie za ciężkie winy i występki świata. Niech nigdy nie ustanie nasza adoracja” (List Dominicae cenae, n. 3).

Spróbujmy w ostatniej części naszej refleksji przypomnieć sobie te wszystkie okazje do adoracji Najświętszego Sakramentu, które przynosi nam codzienność.

Zwróćmy najpierw uwagę na te okazje, które pojawiają się jakby „niezaplanowane”. Często są zaledwie małą chwilą, którą możemy jednak wypełnić adorowaniem Sakramentu Miłości. Jakie są to okazje?

Gdy przejeżdżamy tramwajem czy autobusem obok kościoła: możemy wtedy ze czcią przeżegnać się, zdjąć czapkę i zmówić w sercu kilka słów modlitwy, np. werset z dowolnej pieśni eucharystycznej.

Gdy mijamy księdza idącego z Komunią Świętą do chorego, godzi się przystanąć, oddać pokłon, uczynić znak krzyża świętego i jeśli to możliwe przyklęknąć.

Przechodząc obok kościoła, możemy wejść na chwilę adoracji. Wystarczy być i milczeć, wystarczy kilka aktów strzelistych oddania, wdzięczności i pamięci.

Gdy idziemy w niedzielę na Mszę Świętą starać się przyjść parę minut wcześniej i w chwili ciszy porozmawiać z Jezusem w Sakramencie Ołtarza. Podobnie po Mszy Świętej, nie wychodzić od razu, lecz pozostać małą chwilę i ofiarować ją Jezusowi w cichej adoracji. Najpiękniejszą zaś postawą adoracji jest przyjmowanie Jezusa w Komunii Świętej Przez nią stajemy się „żywą monstrancją Boga”. Pozostając w skupieniu po przyjęciu Komunii Świętej, zwłaszcza, gdy jeszcze trwa „komunikowanie”, dobrze jest adorować Jezusa w sercu.

Aktem publicznej adoracji, której oczekuje od nas Bóg, są także procesje Najświętszego Sakramentu z okazji Bożego Ciała i Kongresu Eucharystycznego.

I wreszcie osobiste zaplanowanie sobie czasu na adorację eucharystyczną w kościele czy kaplicy, gdy np. duszpasterz zaprasza na Godzinę Świętą albo na inne czuwanie eucharystyczne. Każdy z tych momentów, choćby krótki, może stać się gestem miłości, adoracją milczącej obecności Boga. Dzieje się wtedy coś bardzo ważnego: Ilekroć adorujemy Boga w sakramencie miłosierdzia tylekroć przypominamy sobie i światu, że On JEST, że chce wypełniać swoją obecnością każdy brak miłości, chce być obecny w każdej „tkance” świata, zdrowej i chorej. Chce byśmy przyzywali Go modlitwą jak bł. S. Faustyna : „Hostio żywa, Siło jedyna moja, Zdroju miłości i miłosierdzia ogarnij świat cały…”

Krzysztof Wons SDS /za: www.katolik.pl/